W moich kręgach mówi się że aby mieć motywację do zmiany stylu życia na zdrowy trzeba albo samemu doświadczyć tragedii na swoim zdrowiu, albo być świadkiem tragedii na zdrowiu członka rodziny. Rzadko kiedy zdarza się że sami z siebie chcemy zmiany – no chyba że ktoś nas namawiał a my mieliśmy to szczęście że nie tylko słyszeliśmy co ktoś do nas mówi ale też go słuchaliśmy.
Ja niestety długo nie wierzyłam w sens zmian aż się okazało ze stan zdrowia mojego dziecka nie wróży świetlanej przyszłości. Niby nic groźnego, częste infekcje dróg oddechowych, lecz dla mnie sygnałem ostrzegawczym było kilka niepokojących czynników.
Po pierwsze częstotliwość chorób wcale nie malała z wiekiem – znajomi mówili – “uspokój się, zobaczysz wyrośnie z tego”
Po drugie intensywność ( stopień powagi chorób) zwiększał się. A lekarze co na to? “Proszę pani dziecko chodzi do przedszkola, 6 czy 8 antybiotykoterapii w roku to normalne” to dokładny cytat z ostatniej wizyty w szpitalu dziecięcym, zapalenie płuc, słowa wypowiedział lekarz prowadzący.
Po trzecie – usiadłam pewnego wieczoru, zebrałam wszystkie materiały z wszystkich przychodni i szpitali w jakich moje dziecko było: wydruki badań, zalecenia dawkowania, niezrealizowane recepty. Podliczyłam. Było prawie 20 antybiotykoterapii do lutego 2013. Jedna recepta na antybiotyk nie była zrealizowana. W lutym 2013 moje dziecko nie miało jeszcze skończonych 5 lat. Historie antybiotykową zaczęło dwa lata wcześniej, rzeczywiście wtedy gdy poszło do przedszkola. Przeraziłam się, moje dziecko miało więcej niż te niby normalne 8 antybiotyków rocznie. Z kolei zazwyczaj na każdej wizycie lekarz pytał kiedy był ostatni antybiotyk ( zdarzało się że było to 3 tygodnie wcześniej) pomrukiwał coś że można dawać antybiotyk w odstępie półrocznym ale zaznaczał że w obecnej sytuacji mojego dziecka nie ma wyjścia, trzeba leczyć antybiotykiem.
To wszystko kazało mi przemyśleć, jeszcze raz, role matki w życiu mojego dziecka. Co zrobiłam, do jasnej cholery, źle?
Teraz wiem już ze prawie WSZYSTKO!
A co to było to “źle”?
1. Dziecko potrzebuje wapnia żeby “zdrowo rosło” – babcia tak mówiła, lekarze tak mówią – wszyscy trąbią żeby dziecku dawać nabiał – mleko to podstawa. Najpierw modyfikowane z proszku, potem krowie, rano i przed snem.
2. Jak choroba to do lekarza – lekarz wie co dziecku pomoże, zbada, zaleci odpowiednie dawkowanie, jak potrzeba skontroluje postęp zdrowienia – polegaj na lekarskiej wiedzy. I koniecznie zaszczep bo to ratuje życie.
3. Zboża maja dużo mikroelementów, koniecznie dawaj te pełnoziarniste. No płatki z mlekiem to cud nad cuda. A jakie to wygodne przy tym – sypiesz, zalewasz – gotowe. No bajka !
4. Chlebek koniecznie pełnoziarnisty, bułka graham, najlepiej ciemna. Kanapki to wspaniała rzecz: serek, wędlinka, plasterek pomidorka – mniam.
5. Trochę ograniczyć cukier. Mówi się ze to biała śmierć. Ale tylko trochę ograniczę – tak dla zdrowia.
6. Warzywa powinno się jeść. Nie ma większego znaczenia w jakiej postaci i skąd – grunt żeby było trochę warzyw.
7. Mięso to białko, białko to budulec, dziecko potrzebuje budulca wiec mięsko musi tez być na talerzu. Raz w tygodniu rybka – ale nie za dużo bo tam ponoć są metale ciężkie.
8. Każdy nabiał w innej postaci to samo zdrowie – serki waniliowe, serki granulowane, ser żółty, ser pleśniowy. A jakie to pyszne przy tym. Przyjemność i zdrowie w jednym – szaleństwo. A jak moja dziecina to wcina – aż miło popatrzeć.
A teraz zimny prysznic. Jeśli choć jeden z powyższych punktów ciebie dotyczy to jest źle. Co dopiero jak dotyczą cię dwa, albo wszystkie?
W skrócie okazuje się że:
1. Mleko to najgorszy z możliwych napojów jakie możesz dziecku podać. I nie ważne czy krowie, kozie, owcze czy nawet końskie. Mleko to trzecia biała śmierć – nie sól. Powoli nas wyżera od środka. To cichy zabójca.
2. Lekarz w naszych czasach to sprzedawca, tyle że leków. Tak zgadzam się, że są lekarze z powołania – ale takich jest promil i naprawdę ciężko ich znaleźć. Ja nie znalazłam lekarza medycyny konwencjonalnej, którego mogłabym określić mianem “z powołania”. Przestałam chodzić do lekarzy – nie dlatego ze się zaparłam – my już nie chorujemy.
3. Zboża – nie ważne czy pełne ziarno czy ekologiczne. Zawierają gluten – dla człowieka mąka biała, pszeniczna to pierwsza śmiertelna trucizna, tyle że działa z bardzo opóźnionym zapłonem więc nie zdajemy sobie sprawy z zagrożenia. Płatki z mlekiem to najgorszy, najbardziej wyjaławiający posiłek na początek dnia jaki możesz sobie zafundować. Naprawdę stać cię na więcej ROZUMU.
4. Szczepionki – no sama byłam szczepiona. Miało to być dobrodziejstwo medycyny XX wieku a już wiek XXI to totalna ochrona na wskroś. Jakże gorzko się rozczarowałam gdy uświadomiłam sobie ze moje dziecko tak choruje właśnie przez szczepionki?! I zaręczam ci. Twoje dziecko tez ma objawy lub symptomy zatrucia poszczepiennego. Tyle że ty po prostu nie łączysz tych dwóch rzeczy ze sobą albo jeszcze gorzej – nie zauważasz że to co się z dzieckiem dzieje nie jest normalne. No bo jak masz to wiedzieć skoro wiedzy tej nie ma w szkołach ani u lekarza ani w twoich kręgach nikt się tym nie interesuje. Tylko praca praca praca i brak czasu na wszystko.
5. Wędlin w naszych czasach w ogóle nie powinno się jeść. To samo z serami i serkami.
6. Cukier rafinowany to najsłodsza trucizna. Druga biała śmierć którą należy wyeliminować. Ograniczenie nic nie da. To tak jakbyśmy byli alkoholikiem i mówili sobie “tylko jeden kieliszeczek dziennie”
7. Podstawą odżywiania są warzywa. Ale te z puszki czy z marketu to sama chemia. Tak samo owoce. Tego jeść niewolno. Dostawce warzyw i owoców należy wybrać osobiście, sprawdzić go. Nawet tego ekologicznego trzeba zweryfikować. Czy wiedziałeś ze sadownicy w Polsce potrafią pryskać jabłka chemią nawet 40 razy w roku?! Oni nazywają to “dbaniem o sad” a ty jak to sobie nazwiesz?
8. Dodatkowo podstawa odżywiania musi być zasada jedzenia żywności lokalnej oraz sezonowej. Lokalnie zakupione pożywienie powinno przebyć trasę nie więcej niż 50 km. A co do żywności sezonowej? Nie będzie to trudne jeśli znajdziesz lokalnego rolnika. U niego będzie wszystko rosło tylko w sezonie
9. Ekologiczne pomidory w styczniu? Porażka!!! Wiesz ze żywność sprowadzana z zagranicy, nawet ta ekologiczna, jest napromieniowywania? Tak – napromieniowywanie żywności to codzienność – bardzo toksyczna.
10. Tak samo jak z warzywami i owocami musisz postąpić z mięsem. Lokalnie. Sprawdzony rzeźnik. Bezwzględnie unikaj przemysłowych przetwórców. Każdy właściciel takiej przetwórni powie ci, że to z firmy to jest na sprzedaż a do jedzenia to on hoduje tu, za domem.
Pamiętaj to co zjesz zasili twoje komórki. Jeśli zjesz dosłownie truciznę to właśnie trucizna zasili twoje komórki. To tak jakbyś do silnika diesla wlewał benzynę, i co z tego ze będzie bezołowiowa? Jak myślisz ile na benzynie przejedzie silnik na ropę?
Bardzo mi pasuje taki punkt widzenia. Od ponad roku dużo czytam na temat zdrowego jedzenia i wreszczi ktoś zebrał to w jakąś całość. Od dziecka mam wiele złych nawyków, ale wtedy byly jeszcze w sklepach “normalne ” produkty, i nie miało znaczenia żródło zakupu. Ja jestem emerytką i moje najwięks ze zmartwienie ,ze dopiero teraz dowiedziałam się o tym , że to co jem może nie tylko zasilać mój organizm ale tez go leczyć. I nie tylko to co jem, również to jakich używam kosmetyków na co dzień, jakich mydeł, past do zębów – jednym słowem, co wcieram w swój organizm przez skórę.
Czekam na kolejne tematy
Pozdrawiam
Zielona
No proszę. Autor plus 5.
Dziękuję. Zależy mi jednak nie na dobrej ocenie mnie jako autorki a na refleksji czytelnika nad samym sobą. Im szybciej tym lepiej.
Przeszłam dokładnie przez to samo i z poglądami zgadzam się w 100%! Zdrowie nasze i naszych najbliższych-szczególnie naszych kochanych dzieci leży w naszych rękach i nikt nie weźmie za nie odpowiedzialności jeśli my sami tego nie zrobimy.
Pisząc ten wpis, pierwszy na moim blogu, miałam za sobą kilka spotkań z zaprzyjaźnionymi mamami. Tylko kil-ko-ma. I każda słuchała moich doświadczeń z ogromna uwagą. O tym po prostu trzeba informować. Spotkania niewiele dają. Nie ma na nie najczęściej czasu. A w internecie treść sobie wisi i każdy może zajrzeć. Poza tym jest to bardziej efektywne niż powtarzanie tego samego i powtarzanie, i powtarzanie….ale nie rezygnuję. Teraz powtarzam, piszę, słucham, szukam informacji, dalej pisze. Do skutku.
Po pierwsze – jak najwięcej żywności produkować samemu. Organiczne produkty w sklepach często są w dużej mierze już martwe odżywczo w momencie zakupu i mogą zawierać toksyczne związki (metale ciężkie – rolnictwo organiczne nie wymaga badań pod kątem skażenia nimi gleby). Takie podejście do żywności powoduje, że przestawiamy się niemal całkowicie na roślinny sposób odżywiania, co tylko wyjdzie nam na zdrowie.
Po drugie – decydując się na produkty odzwierzęce, muszą one pochodzić od zwierząt karmionych naturalnie (czyli np. krowy muszą jeść trawę, a nie ziarna czy soję), gdyż tylko wtedy mięso i mleko zawiera witaminę K2, która chroni przed osteoporozą i chorobami serca. Tak, mleko, a właściwie jego postać fermentowana lub w postaci serów, spożywane w rozsądnej ilości, jest w naszej strefie geograficznej źródłem ważnej witaminy, ale musi to być prawdziwe mleko. To dlatego na południu Europy ludzie nie mieli aż do połowy XX wieku problemów z układem krążenia, gdyż ich organizmy przystosowały się do spożywania nabiału nawet w wieku dorosłym.
U mnie zmiany zachodzą cały czas. Powiększam areał „ziemi uprawnej” i umiejętności ogrodnicze. Jedynym 100% wytworzonym we własnym zakresie dobrem jest u nas woda. Ze studni. Uważam to za spory sukces.